czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 7: Love Taught Me To Lie

   Musiałem przeczytać tego sms-a kilkakrotnie, żeby sobie uświadomić, że to Zayn był jego autorem. Jednak czym to było spowodowane? Co go skłoniło do napisania takiej wiadomości? I najważniejsze: O co w tym wszystkim, do jasnej cholery, chodzi?
   Wyjrzałem przez okno. Słońce delikatnie świeciło zza gęstych, białych chmur. Podszedłem do stołu i usiadłem na krześle. Nie mogę nawet opisać jak się czułem. To było jak być pośrodku emocjonalnego pustkowia. Odłożyłem telefon i zacząłem nerwowo krzątać się po salonie, a moje ręce zaczęły się trząść jak oszalałe. Zayn próbował kilka razy zadzwonić, ale nigdy nie odbierałem. Choć minęły już 2 miesiące od naszego ostatniego spotkania, nie miałem odwagi z nim porozmawiać, nawet przez telefon. Czułem się okropnie przez to, że go zdradziłem. Jednak gdy zobaczyłem go z Susan to wszystko odeszło. To całe poczucie winy, o którym tak wszyscy mówią. Tym razem to ja poczułem się zdradzony. Gra wyrównana. Ale jedno mnie trapiło, jedno pytanie. Czy kocham go bardziej niż nienawidzę?
   W żaden sposób nie mogłem na to pytanie odpowiedzieć. Stałem między młotem a kowadłem, gdzie byłem i młotem i kowadłem. Spojrzałem w niewielki ekran telefonu. Ponownie przeczytałem sms-a: Liam, musimy się spotkać. To sprawa życia i śmierci. Jeszcze przez kilka minut dłużących się w nieskończoność zastanawiałem się co napisać. Zacząłem nerwowo stukać w klawiaturę urządzenia.   

Spotkajmy się u mnie w domu za godzinę. Liam.

   Wiedziałem, że coś musiało się stać. Nie miałem pojęcia jednak czego ta sprawa dotyczy. Czyżby Zayn chciał mnie przeprosić? A może chce zerwać ze mną wszelki kontakt? Jednak to był Zayn, a po nim wszystkiego się można spodziewać. W głębi duszy chciałem, żeby wiadomość, którą chce mi przekazać była pozytywna, jednak mózg podpowiadał mi, bym przygotował się na najgorsze. Wziąłem szybki prysznic, by pozbierać się do kupy. Zajął mi on nie więcej niż 15 minut. Po umyciu się założyłem luźny t-shirt i zszedłem na dół. Damien gdzieś wyszedł, więc postanowiłem mu zostawić liścik gdzie jestem. Szybko jednak odszedłem od tego pomysłu. Myśl, że Zayn i Damien się skonfrontują nie dawała mi spokoju. Ukradkiem wyszedłem z domu, by przypadkiem nie trafić na blondyna, który dziwnym trafem mógł się kręcić wokół. Podczas drogi zadzwoniłem do Ruth, by poinformować ją, że przyjdę by zobaczyć się z Zaynem. Nie była zdziwiona tą informacją, co musiało oznaczać, że chłopak z Bradford już tam był. 
   Nim się obejrzałem stałem już u drzwi mojego domu rodzinnego, z którego było słychać szumy, jakby ktoś się tam kłócił. Z tłumu usłyszałem piskliwy głosik Louisa. Czyżby Zayn zwołał cały zespół na 'naradę'? Wszedłem do domu i dostrzegłem stojących w wejściu członków grupy. Sprzeczali się, co widziałem po ich minach. Gdy zauważyli, że wszedłem natychmiast zamilkli. Spojrzałem na przerażoną twarz Zayna i wściekłe miny reszty chłopaków.
- Co tu się do cholery dzieje? - warknąłem. Nie miałem ochoty użerać się z nimi wszystkimi. Byłem święcie przekonany, że rozmowa odbędzie się między nami dwoma. Żeby było jeszcze  ciekawiej, w tle ujrzałem sylwetki Damiena i Susan oraz Ruth siedzącą na schodach. Wyglądała na zdruzgotaną, co wydawało się dziwne, bo jej osoba nie ma większego znaczenia w całej sprawie. Głos zabrał Zayn.
- Liam, usiądź. Chcę Ci coś powiedzieć. - Był łagodny, ale drżał.
- O tak stary, lepiej usiądź. - Szepnął Niall, którego całe zajście najwidoczniej podekscytowało. Ekscytacja jednak szybko minęła razem z porządnym kuksańcem zafundowanym ze strony Harry'ego.
- Mam rozumieć, że wszyscy już wiecie? - Poczułem się ominięty. Wiedziałem, że sprawa dotyczy mnie i Zayna, a ja dowiaduje się o wszystkim na końcu. Wnętrzności zaczęły mi się kurczyć powodując nieprzyjemny ból brzucha. Po chwili zaczął się kierować w moją stronę sfrustrowany Damien, który nagle uległ emocjom i zaczął płakać jak małe dziecko. Wstałem, by go przytulić, lecz ten wybiegł z domu. Zacząłem się bać tego, co chce mi powiedzieć mój niedoszły, brązowooki chłopak.
- Nie, poważnie. Mów o co chodzi Zayn. - Starałem się opanować swój ton. Chłopak patrzył na mnie i nie mógł wydusić z siebie żadnego tonu. Nic, kompletne zero. Zamarł. Do salonu przyszła Susan, która wydawała się być wcale nie przejęta całą sytuacją. Wyczułem kłopoty, przypominając sobie słowa Juliette. Rudowłosa postanowiła zabrać głos.
- Widzę, że Zayn jest jeszcze w szoku, także ja powiem czego dotyczy ta wspaniała nowina. - Mówiła to z takim tonem, jakby chciała mi dopiec. Nie wiem czym sobie na to zasłużyłem, bo zamieniliśmy ze sobą raptownie kilka zdań. Susan zaczęła się subtelnie głaskać po brzuchu, który wyglądał na jakby wzdęty. Przyglądając się ruchom jej dłoni powoli zacząłem sobie uświadamiać, co chce mi przekazać. 
   Pierwsza rzecz, to było niedowierzanie. Jakby nagle cały świat zamilkł. Nie widziałem nic innego oprócz zarozumiałej twarzy Susan pieszczącej swój brzuch oraz stojącego obok niej Zayna, który nie dawał po sobie znaku życia. Jakby był posągiem, bezdusznym manekinem. Po drugie zrobiło mi się strasznie gorąco, jakby Słońce zaczęło się gwałtownie zbliżać ku Ziemi. To była moja własna apokalipsa, której w żaden sposób nie mogłem odwrócić. Mój cały świat się zawalił, został doszczętnie zrujnowany. Jednocześnie uświadomiłem sobie, że cały czas kocham Zayna, co było jeszcze większym ciosem niż fakt, że będzie ojcem. Wbiłem w niego wzrok, lecz ten spuścił go w dół. Wiedziałem, że mnie kocha. Czułem to w kościach. Takie rzeczy się po prostu wie. Spojrzałem na niego po raz kolejny. Wyglądał tak strasznie przejęcie, był taki przerażony. Chciałem podejść i go przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Jednak nie mogłem. Mimo mojego uczucia, które cały czas się powiększało, nie mogłem spojrzeć mu w oczy. Nie mogłem zagwarantować, że wszystko będzie okej, że jakoś przetrwamy. Czułem wstręt i obrzydzenie. Nie rozumiałem, jak mógł mi zrobić coś tak potwornego. I nadeszła trzecia faza: bezsilność. Ta jebana bezsilność. Wrażenie, że już nic nie mogę zrobić. Że już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Że stracę osobę, którą kocham najmocniej na świecie. Ba, która jest całym moim światem. I nic nie mogę zrobić. Fala łez napłynęła mi do oczu; widziałem rozmazane sylwetki osób znajdujących się w pokoju. Czułem oczy wszystkich na sobie, lustrowały mnie, a ja nie chciałem, by ktokolwiek mnie teraz widział.
   O resztkach sił wstałem z sofy i powędrowałem w stronę wyjścia. Razem z zatrzaśnięciem drzwi, zamknąłem rozdział w swoim życiu. Rozdział, do którego wiem że już nie wrócę. Zacząłem biec. Spadło na mnie kilka kropel deszczu, a po chwili całe Wolverhampton zostało przykryte ciemnymi, burzowymi chmurami. Mżawka przerodziła się w burzę. Przystopowałem i usłyszałem za sobą kroki. Zapewne Harry chciał mnie pocieszyć, porozmawiać. Poczułem rękę na swoim barku i przeszedł mnie dreszcz. Odwróciłem się i ujrzałem twarz Zayna. Nie malowała się na niej żadna emocja. 
- Liam, przepraszam. - Wydusił z siebie.
- Przepraszam? - Wycedziłem, wycierając słone łzy, które przykryły moje policzki. - Ty mnie przepraszasz? Jak śmiesz! - Zacisnąłem twardo pięść. - Ja głupi myślałem, że spieprzyłem wszystko całując Damiena. Z resztą, widząc Ciebie dzisiaj zdałem sobie sprawę, że oszukuję się. Że Damien to tylko przykrywka, że nic dla mnie nie znaczy. Że kocham tylko ciebie. A Ty? No tak, ty postanowiłeś się na mnie odegrać i zapłodnić tą rudą sukę. Nie wierzę Zayn, nie wierzę. I co masz zamiar dalej robić? - Spojrzałem na niego przeszywającym wzrokiem.
- Chcę wziąć Susan do naszego domu i zaopiekować się nią, dopóki nie urodzi się dziecko. Potem zobaczymy.
   Na początku myślałem, że to głupi żart, jednak spoglądając na wyraz jego twarzy zrozumiałem, że nie żartuje. Ogarnęła mnie złość i jeszcze mocniej zacisnąłem pięść, którą jak się wydawało miałem wymierzyć w Zayna. Poczułem się jeszcze bardziej bezsilny, bo znałem chłopaka i wiedziałem że to zrobi mimo wszystko. 
- Nie chcę cię znać Zayn, rozumiesz? Jesteś dla mnie nikim! - Wykrzyczałem. Miałem nadzieję, że cała nagromadzona we mnie złość się ulotni, lecz tak nie było. Po chwili dotarło do mnie, że to co powiedziałem chłopakowi w żadnym aspekcie nie było prawdą. Skłamałem. Pierwszy raz w życiu skłamałem Zaynowi. Kochałem go mimo wszystko. Kochałem go bezwarunkowo. Myślę, że gdyby nawet zabił człowieka i tak bym go kochał. I wtedy nienawidziłem tego w sobie.  Tego, że go kocham. Odwróciłem się i poszedłem w stronę stacji kolejowej. Miałem dość tego miasta. Jednak Zayn był uparty i złapał mnie mocno za rękę i przyciągnął do siebie. Spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami. Były takie wrażliwe. Wiedziałem, że żałuje.
- Zostań ze mną. - Wyszeptał cicho.
   Odsunąłem się i całą złość przelałem w uderzenie. Ugodziłem chłopaka w twarz, jak najmocniej umiałem. Widziałem wszystko klatka za klatką, jak na starym filmie. Zayn leżał na ziemi, cierpiał. Przeze mnie. Jednak moje uczucia jakby na moment znikły. Mimo że chciałem pomóc mu wstać nie potrafiłem. Odszedłem. 
   Droga niesamowicie się dłużyła. Czułem, że idę już kilka godzin, choć nawet nie minęło 20 minut. W końcu dotarłem na stacje. Byłem cały mokry i przemarznięty, ale nie dbałem o to. Kupiłem bilet na najbliższy pociąg i usiadłem na ławce przy peronie. Zacząłem myśleć o wszystkim. Czym głębiej o tym myślałem, tym bardziej chciałem zapomnieć. Gdy wreszcie przyjechał pociąg, usiadłem na miejscu i zasnąłem.

3 dni później...

   Obudziło mnie delikatne szturchanie w żebra i cichy, jeszcze zaspany głos Nialla.
- Liam, za godzinę przyjeżdża Zayn z Susan, miałem cię obudzić.
- Dzięki, już wstaje. Ty idź spać. - Uśmiechnąłem się z zamkniętymi oczami, jednak wyobraziłem sobie twarz blondyna. Miał roztrzepane włosy i spuchnięte oczy. - Dobranoc Niall.
- Dobranoc. - Usłyszałem tylko ciche zamknięcie drzwi. Przetarłem oczy i wziąłem szybki prysznic. Następnie zacząłem pakować swoje rzeczy, a raczej ich końcówkę. Dzień po przyjeździe do Londynu zdecydowałem, że zamieszkam sam. Nie mógłbym znieść widoku Zayna i Susan razem. Znalazłem niewielki penthouse na Primrose Hill. Gdy moja walizka pękała już w szwach zobaczyłem jeszcze jedną rzecz. Na stoliku obok łóżka stało zdjęcie, moje i Zayna. Zrobiliśmy je dzień po założeniu zespołu. Popatrzyłem na nie chwile, a wszystkie wspomnienia wróciły. Uśmiechnąłem się delikatnie i wziąłem je do ręki. W drugą rękę wziąłem walizkę i wyszedłem z pokoju. Bardzo chciałem uniknąć spotkania z Zaynem. Mieliśmy już wszystko wyjaśnione. On zostaje, Susan śpi w moim pokoju. Jednak tam na górze lubią płatać z nas figle i nawet nie zdążyłem się pożegnać z chłopakami, a do domu wszedł brązowooki ze swoją nową dziewczyną. Szczerze mówiąc nie wiedziałem jakie są miedzy nimi relacje, czy coś ich łączy poza domniemanym dzieckiem. Nie obchodziło mnie to.
- Cześć. - Przywitał się niechętnie z zespołem i od razu powędrował do swojego pokoju prowadząc Susan. Dopiero teraz zauważyłem jak mocno mu przywaliłem. Miał spuchnięty cały policzek i sine oko. Chciałem go przeprosić, jednak coś w środku mnie zatrzymało. 
- No okej chłopaki. Macie się sobą zajmować i zawsze jesteście u mnie widziani. Będę was co jakiś czas odwiedzał, sprawdzał czy nie zamieniliście tego domu w ruderę. Niall nie płacz... - Spojrzałem na chłopaka, który miał łzy w oczach. Przytuliłem się do każdego z nich i wyszedłem. Na dworze czekała taksówka. Otwierając drzwi, odwróciłem się w stronę domu, z którym tyle mnie łączyło. Wsiadłem do niej, lecz zobaczyłem Zayna, który wybiegł z domu i podążył w stronę auta. Szybko wysiadłem z pojazdu.
- Liam, nie odjeżdżaj. Zostań w domu. Proszę. - Jego ton był błagalny.
- Dobrze wiesz, że tego nie zrobię. Nie zatrzymuj mnie, już podjąłem decyzję. - Spojrzałem na niego.
- Rozumiem. I wiem, że to moja wina. Ale zrozum, kocham cię. Jak mam żyć bez kogoś, z kim chciałem i nadal chcę spędzić resztę życia? 
- Mogłeś się nad tym zastanowić nieco wcześniej. - Powiedziałem beznamiętnie. Chłopak spuścił głowę w dół.
- Może chociaż mnie przytulisz na pożegnanie?
Poczułem się źle i wiedziałem, że to nieodpowiednie, jednak ze starym zdjęciem w ręku objąłem chłopaka. Usłyszałem jego ciche łkanie. We mnie również coś się przełamało, kolejny raz. 
- Opiekuj się nimi. Żegnaj Zayn.
Odjechałem. I choć wiedziałem, że jeszcze nie raz wrócę do tego domu, to wiedziałem, że to co było kiedyś, już nigdy nie wróci.

Haha, minęło chyba pół roku, a ja od tak postanowiłem wrócić. No cóż, wiele się w moim życiu pozmieniało. Jedne rzeczy na lepsze, drugie na gorsze. Jak to w życiu bywa. Zachęcam was do czytania i w sumie nie wiem co mam jeszcze powiedzieć. Cieszę się, że tu wróciłem. Do następnego :)

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 6: Bittersweet Revenge Always Works Both Ways.

- Cholera, Zayn! - Krzyknąłem głośno, jednak widziałem już tylko sylwetkę chłopaka. Jego bordowy płaszcz i wrażenie, że go straciłem na zawsze.

   Byłem skołowany. Kompletnie. Myślałem o sobie jak o najgorszym człowieku na ziemi. Poprawka. Byłem nim. Miałem wszystko, co pełnowartościowa osoba chce w życiu mieć: wymarzoną pracę, prawdziwych przyjaciół i chłopaka, którego nie zamieniłbym na żadnego innego. Ten głupi moment uniesienia sprawił, że cały mój świat legł w gruzach i nikt nie miał zamiaru mnie stamtąd wyciągnąć.
   W sumie nikomu się nie dziwiłem. Od ponad tygodnia mieszkałem u Damiena pod pretekstem, że pokłóciłem się z Ruth, co w sumie było prawdą. Gdy dowiedziała się o mojej zdradzie wyklęła mnie i wyrzuciła z domu. Kilkakrotnie widziałem, że spotykała się z Zaynem. Gdy przyjechali Niall i Louis nawet się z nimi nie widziałem. Z nikim się nie widziałem. Poza sobą, gdy oglądałem się w lustrze. Choć i na siebie nie miałem ochoty patrzeć.
   Nienawidziłem się za to co zrobiłem Zaynowi. Byłem tak cholernie zły, że rozbiłem swój samochód, gdy pewnego dnia wracałem z zakupów. Celowo. Nie wiem co sobie wyobrażałem. Chciałem, się ukarać? Być może. Jednak skończyło się tylko na kilku podrapaniach. Bardziej poszkodowany był samochód.

   Mieszkałem już u Damiena trzeci tydzień i raczej nie miałem zamiaru się stamtąd ruszać. Wszyscy chłopacy poza Zaynem wrócili do Londynu. Ja i Zayn zostaliśmy, gdyż management myślał, że spędzamy czas ze sobą, docieramy do siebie nawzajem. Gdyby tylko wiedzieli...
   Leżałem na łóżku i wpatrywałem się w sufit, co ostatnio było moim hobby. Gdy nie chcemy niczego, nawet biały sufit staje się intrygujący. Nie miałem na sobie nic poza bokserkami. Wiedziałem, że takie marnowanie czasu nie prowadzi do niczego produktywnego, jednak na nic innego nie miałem ochoty. Do pokoju wszedł Damien. Bez pukania.
- Liam, wykańczasz mnie psychicznie. - Westchnął głośno i usiadł na łóżku. Spojrzał na mnie i zaczął pieścić moją nogę, jakby była kotem o aksamitnej sierści. Wzdrygnąłem się i odsunąłem ją.
- Jeżeli wam przeszkadzam, to po prostu mnie stąd wywal. A jeżeli nie, to bardzo cię proszę o wyjście z pokoju. - Jak już mówiłem, nie miałem ochoty na rozmowę z nikim, nawet z Damienem. Zwłaszcza z nim.
- Kurwa, Liam. Nie odzywasz się do mnie od dwudziestu dni. Czuję się tak cholernie winny, a ty nawet nie raczysz o tym ze mną pomagać. - Wyraz jego twarzy automatycznie się zmienił, był zły, żeby nie powiedzieć wciekły. Wcale mu się nie dziwię. Byłem niemożliwy.
- Proszę cię Dam, wyjdź. - Mój ton stał się prawie błagalny. Wsadziłem głowę w poduszkę. - A jak wyjdziesz, to zgaś światło.
- Nigdzie się nie wybieram. - Stwierdził uparcie chłopak i podniósł mnie do pozycji siedzącej. Ważyłem niemało, a on podniósł mnie jakby nigdy nic. Teraz siedziałem naprzeciw jego. - Powiedz coś. Cokolwiek. Sam już nie wiem co ze sobą zrobić. Czuję się tak samo jak ty, ale muszę się zajmować się Susan.
   To było trochę egoistyczne, gdy zaczął mówić o swojej przyszłej żonie, a siedział z chłopakiem, którego nie tak dawno pocałował i powiedział, że wciąż go kocha. A teraz na dodatek pieścił mnie swoim czułym dotykiem po ramieniu. Tym razem się nie opierałem, choć powinienem. Jednak najwidoczniej moje uczucia do Damiena również wróciły. Nie chciałem tego; to była ostatnia rzecz, której wtedy chciałem: na nowo zakochać się w nim - jednak nie mogłem się oszukiwać. Nie mogłem oszukiwać wszystkich wokół. Ale cały czas kochałem też Zayna. I tęskniłem za nim, bardzo tęskniłem. Tęskniłem za każdym jego dotykiem, za jego cudnym uśmiechem gdy się stresował, za wspaniałym akcentem. Za każdą małą rzeczą, która nas łączyła. Za nim w całości. Tęskniłem za jego ciałem i za jego duszą.
   Lecz teraz siedziałem objęty przez Damiena, i to wcale nie był przyjacielski uścisk. Powoli zacząłem sobie uświadamiać, że kocham dwóch mężczyzn na raz. Czy to grzech kochać podwójnie? Nie chciało mi się płakać, bo cały tydzień zmarnowałem na łkaniu. To było bezsensowne. To co teraz robię również jest bezsensowne. Czuję się jakby cała moja dusza ulotniła się z delikatnym wiatrem, który właśnie spowijał całe Wolverhampton.
   Damien spojrzał mi w oczy, po czym bez chwili zastanowienia pocałował mnie. Jego usta subtelnie pieściły moje, a ja się temu nie opierałem. Jednak zaraz przestałem. Ocierałem się twarzą o jego chropowatą twarz z trzydniowym zarostem.
- A co z Susan? - Spojrzałem przestraszony.
- Wyszła z kimś. - Powiedział beznamiętnie. - Od dwóch tygodni z kimś wychodzi. Wpiera, że to koleżanki, ale ja wiem, że to facet. No i nie wróci na noc.
   Ostatnie zdanie zabrzmiało niesamowicie dwuznacznie. Damien uśmiechnął się nieśmiało, jakby usiłował mi coś powiedzieć. Wyczytałem to z jego oczu. Zawsze wyglądały tak samo, gdy chciał mi coś powiedzieć. Albo coś zrobić...
   I po chwili wiedziałem o co mu chodzi.
- Serio Damien, serio? - Spojrzałem na niego z nutą sceptycyzmu. Nie miałem ochoty na szybki numerek. To nie było w moim stylu.
- Ale Liam... - Damien nie wiedział co powiedzieć. Wbił wzrok we wzorzystą pościel. - Mogę tu przynajmniej posiedzieć? - Spytał nie przenosząc na mnie wzroku.
- To twój dom, możesz tu siedzieć kiedy chcesz. - Rzuciłem szorstko.
- No tak, ale... Nieważne.
   Spojrzałem jeszcze raz na jakby zadumaną, ale i przygnębioną twarz chłopaka. Wiedziałem, że przez kilka ostatnich dni zrobiłem się niezwykle arogancki, ale nie potrafiłem rozmawiać z ludźmi inaczej. Wszystko, czego bym nie dotknął zaczynało mnie denerwować. Jakbym miał kilkutygodniową miesiączkę. To straszne uczucie.
   Minęło już pół godziny. Damien nie odezwał się ani jednym słowem. Tak samo ja. I wtedy przypomniałem sobie lata spędzone z Damienem. Nigdy nie byliśmy zwyczajną parą, nawet pomijając fakt, że byliśmy chłopcami. Czasami wystarczyło nam po prostu usiąść i siedzieć bez słowa przez kilka godzin.
- Liam? - Chłopak wyrwał mnie z moich rozmyślań.
- Tak?
- Chcesz się przejść?
   Uznałem to za dość dziwny pomysł. Nie chodziło mi o to, że między nami, czyli trójkątem Zayn-Damien-Liam było nieciekawie, ale zegary przed chwilą wybiły 23. Jednak nie mogłem się dłużej zadręczać w pokoju Damiena. Potrzebowałem tlenu i trochę wolności.
- No dobra. Tylko pójdę się do łazienki trochę ogarnąć.
   Szybko przemyłem twarz i umyłem zęby, uczesałem włosy i spryskałem się perfumami. Wszyscy Directionerzy byli przekonani, że to Louis zajmuje najwięcej czasu w łazience, jednak ja zawsze zostawałem tam najdłużej. Wyciągnąłem z szafy dresy i zwykły t-shirt z nadrukiem. Nie miałem ochoty na strojenie się. Włożyłem jeszcze trampki i wyszliśmy z domu. Damien szedł o kilka kroków oddalony ode mnie. Nie odzywaliśmy się do siebie, po prostu szliśmy, nie dostrzegając niczego wokół. Z dali słyszałem śmiechy. Na samym początku pomyślałem, że to pewnie jakieś nastolatki, więc nasunąłem na głowę kaptur, tak dla bezpieczeństwa. Również Damien się do mnie przybliżył. Nieświadomie pełnił teraz rolę mojego bodyguarda. Chwilę potem dostrzegłem dwie sylwetki - chłopaka i rudowłosą dziewczynę.
   Susan.
   Spojrzałem dociekliwie na blondyna, a następnie znowu na parę. Czym bliżej byli, moje serce zaczęło mi podchodzić do gardła. Kolejny raz wytężyłem wzrok i nie mogłem uwierzyć. Z Susan szedł Zayn. W mojej głowie zaroiły się miliony pytań. Skąd się znają? Co ich łączy? Czemu chodzą za rękę w nocy? Czułem, że mózg mi zaraz eksploduje. Ponownie spojrzałem na wyraz twarzy Damiena. Był poirytowany. Nie, to chyba zły epitet. W jego oczach dostrzegłem gniew, furię. Jakby zaraz miał zabić Zayna i Susan. Ja byłem raczej przybity. Nawet nie wiem kiedy, ale teraz staliśmy między sobą: Ja i Zayn, Damien i Susan.
- Cześć... Liam. - Powiedział zdezorientowany Zayn. Nie przypuszczał, że mnie spotka.
- Damien, ja to wytłumaczę. Proszę Cię. - Jednak Damien nie chciał słuchać. Bez namysłu popchnął Zayna na najbliższy trawnik i uderzył go w twarz. Odciągnąłem go szybko, bo Zayn również szykował się do ataku. 10 punktów. Oko Damiena zaczęło nabierać barw śliwki. Gdy już się miała zaczynać prawdziwa walka, mocno chwyciłem blondyna i wróciliśmy do domu. Odchodząc spojrzałem na Zayna i Susan. Dziewczyna spojrzała na mnie zaczepnym wzrokiem, a Zayn momentalnie wbił wzrok w chodnik. Rudowłosa objęła go i również się zawrócili.

- Nie wierzę, po prostu nie wierzę. - Wycedził Damien.
- Ja też, ale proszę, nie wierć się. Bo potnę cię tym nożem. - Powiedziałem przykładając nóż kuchenny do oka chłopaka. Zrobiło się siwe i strasznie spuchnięte. - Chyba powinniśmy iść na ostry dyżur.
- Uspokój się, to tylko podbite oko. Zostanie na tydzień i zniknie, ot wielkie mi co. - Westchnął, jakby trochę uspokojony.
- Ale to wygląda poważnie.
- Daj mi trochę lodu. Przeżyję.
   W to nie wątpiłem. Czułem, że już szykuje kolejny plan zemsty na Maliku i jego niedoszłej narzeczonej. Ja nie wiedziałem co o tym myśleć. Czułem przerażenie, a zarazem wstręt, gdy pomyślałem o Susan całującej Zayna. O tym, że go przytula w ten sam sposób, jak ja go przytulam. Zacząłem ich już sobie wyobrażać jako męża i żonę, z gromadką małych dzieci, domem gdzieś na obrzeżach Leeds, wspólnych wakacjach. Nagle ten cały idylliczny obrazek zaczął płonąć, a do wszystkich ogarniających mnie uczuć doszła jeszcze cholerna bezradność. Uroniłem łzę, lecz szybko ją przetarłem. Teraz to Damien mnie potrzebował. On w tej całej sprawie był najbardziej poszkodowany. Niechętnie wygrzebałem z zamrażalnika kostki lodu, które umieściłem na chuście, a następnie związałem. Gdy wszedłem do salonu blondyn nalewał sobie whiskey do stylowej szklanki. Od razu pochłonął trunek jakby pił sok jabłkowy.
- Nie pij więcej. Alkohol ci nie pomoże. - Powiedziałem troskliwie podchodząc do blondyna. Przyłożyłem okład do jego oka.
- Dziękuję.
- Nie masz za co. A teraz odejdź od barku i nie pij już dzisiaj więcej.
- Dobrze mamo. - Damien pierwszy raz uśmiechnął się. Również i na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Najlepiej by było, gdybyś się położył spać. Jutro opuchlizna powinna być mniejsza. - Powiedziałem spoglądając na chłopaka.
- Nie chcę spać. Nie dam rady. - Usiadł na sofie, a jego twarz straciła wyraz.
- Jak chcesz. W każdym razie ja idę spać. - Odszedłem w stronę swojego pokoju, jednak Damien złapał moją rękę.
- Nie odchodź jeszcze. - Spojrzał na mnie swoim smutnym wzrokiem numer 5. Czyli tym najsmutniejszym z najsmutniejszych.
   Jest źle, pomyślałem.
   Usiadłem obok blondyna.
- Powiesz mi, dlaczego ona mi to zrobiła? Dlaczego oni nam to zrobili? - Damien położył głowę na moich nogach.
- Nie wiem, nie mam bladego pojęcia. - Westchnąłem ciężko. W gardle miałem wielką gulę. - Zayn pewnie chciał się zemścić. To do niego podobne.
- Nienawidzę go.
- Nie mów tak. - Momentalnie moje oczy się zeszkliły, a gula w gardle zaczęła się niemiłosiernie powiększać.
- Gdy to prawda. - Powiedział z wyczuwalną zawiścią w głosie. - Nienawidzę go. I jej też. Muszę jej to powiedzieć.
- Nawet nie wiesz gdzie oni są. Przecież nie przeszukasz całego Wolverhampton. Pomyśl logicznie Damien. - Spojrzałem na niego.
- Masz rację. - Przyznał z niechęcią.
- Wiem. A teraz choć, położymy się. Jestem padnięty. - Ziewnąłem.
- Ja też. - Kąciki ust blondyna uniosły się ku górze. Wstał i wziął mnie na ręce.
- Puść mnie, wariacie. - Krzyknąłem półgłosem i zacząłem bić go po ramieniu.
- Muszę mieć jakąś zastępczą księżniczkę.
   Kiedy znaleźliśmy się w sypialni, Damien położył mnie na wielkim łóżku i zaczął rozbierać. Z sekundy na sekundę zaczęło mi się to coraz bardziej podobać.
- Gotowe. - Powiedział dumny, kiedy leżałem już w samych bokserkach. Blondyn leżał obok mnie.
- Dobranoc Damien. - Musnąłem usta chłopaka z subtelnym uśmiechem.
- Dobranoc Liam. - Chłopak nakrył nas obu kołdrą i odwzajemnił pocałunek.

   Rano czułem się wypoczęty. Od kilku tygodni spałem po trzy-cztery godziny, a teraz spoglądając na zegarek ujrzałem trzynastą. Wszystko było nieco rozmazane. Przetarłem oczy. Światło wdzierało się do pokoju, tworząc na dywanie koło. Rozejrzałem się po pokoju, lecz nikogo tu nie było. Przeciągnąłem się i zszedłem na dół.
- Cześć Liam. - Damien był w humorze.
- Cześć. - Uśmiechnąłem się, jeszcze nieco zaspany.
- Byłem w sklepie, są bułki, jest ser, jest sok pomarańczowy. No i kupiłem Dr. Peppera.
   Kochałem Dr. Peppera.
 
   Tak mijał każdy dzień. Wszystko co robiłem, robiłem z Damienem. Czułem, że oddalamy się z Zaynem. Od czasu naszego spotkania ani razu nie zadzwonił, nie wysłał ani jednego sms-a. Tak jakbym nie istniał. Rozłąka z Zaynem bardzo zbliżyła mnie do blondyna. Poczułem się jak szesnastoletni Liam, który nie widział świata poza swoim blond chłopakiem. Potrzebowałem ciepła, dużo ciepła. A Damien mi je dawał. Był jak schronienie. Czułem się z nim bezpieczny. Wszystkie troski i zmartwienia odeszły. Moja kondycja psychiczna wróciła do całkowitej normy. Jednak mimo wszystko, mimo tego, że czułem się cudownie, tęskniłem. I czułem, że Zayn też tęsknił. Ale wiedziałem, że już nigdy nie będzie tak jak było. Że nie spotkamy się na ławce w parku, że nigdy już mnie nie obudzi swoim donośnym, ale jak słodkim chrapaniem. I mimo, że kochałem Damiena, to moją bratnią duszą był również Zayn. Czego bym nie zrobił myślałem o nim. Jakby był częścią mnie.
   Bo był.

   Wiadomość tekstowa.
   Nadawca: Zayn
   Treść: Liam, musimy się spotkać. To sprawa życia i śmierci.

______________________________________________________________________

Po sporej przerwie znowu napisałem.
Prawie 6 tysięcy. Jesteście niesamowici!
Rozdział zaliczam do udanych, może nie wliczając końca, bo średnio mi się podoba. Ale przynajmniej zaczyna się coś dziać. Wątek Zayn-Susan będzie się jeszcze trochę rozwijał, lecz sprawy nieco się skomplikują. To tyle co mogę zdradzić c:
Nie mam pojęcia kiedy pojawi się następny rozdział. Niedługo ferie, a ja muszę przeczytać Krzyżaków, więc łatwo nie będzie. Ale jeżeli będziecie chcieli, to postaram się napisać rozdział jak najszybciej.
Do zobaczenia Misie :*
~ Michał.

Jeżeli przeczytałeś rozdział, spodobał Ci się, to proszę o zostawienie po sobie jakiejś pamiątki. Rozdziały komentuje kilka osób, a obserwuje mnie ponad 30. Potrzebuję nieco motywacji, a jedyną którą mam, jesteście wy.

niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 5: I Watch You Cry, But You Don't See That I'm The One By Your Side.

  Wstałem koło południa z podkrążonymi, czerwonymi oczami, włosami roztrzepanymi na każdy kierunek. Nie miałem majtek ani koszulki. Żeby nie cztery sutki i słodka, ropusza twarz ludzie mogliby mnie pomylić z Harrym. Wyglądałem jak gówno. Nie pamiętam czy sam się rozebrałem, czy brały w tym udział osoby trzecie. Chwyciłem w dłoń leżące na skraju łóżka bokserki i owinąłem się wymiętoloną kołdrą. Miałem ogromnego, ogromnego kaca. Nigdy nie miałem szczególnie mocnej głowy. No cóż, trzeba zwalić to na geny. Cholernie mnie suszyło, choć wcale się nie dziwię. Czym prędzej wyszedłem z capiącego wódką pokoju na dół, gdzie rezydowała Ruth. W drodze do kuchni ujrzałem siostrę siedzącą w salonie. Jadła łyżeczką jakiś sorbet o kolorze dziwnej czerwieni. Westchnąłem cicho, by mnie nie usłyszała. W kuchni od razu podążyłem w stronę lodówki. Upiłem gigantyczny łyk soku jabłkowego. Nim się spojrzałem, napój praktycznie był na dnie. Pustą butelkę odstawiłem do lodówki i wyszedłem na taras. Na dworze było dość ciepło, zza chmur delikatnie świeciło słońce. Usiadłem na ławce i zacząłem obserwować, co się dzieje na dworze. Przed domem przechodziła właśnie pani Brown, która była naszą sąsiadką od wieków. W zasadzie była jedną z pierwszych osób, które mieszkały na naszym osiedlu. Jest miła, choć trochę dziwna. Ale nie ma co się dziwić, ma grubo ponad 80 lat, przeżyła dwie wojny, a nawet w nich uczestniczyła. Plotki głoszą, że rozstrzeliła kilkudziesięciu Niemców pod Northolt w 1940. Nawet nie mogę sobie tego wyobrazić. Uśmiechnąłem się serdecznie w jej stronę, a ona odwzajemniając uśmiech odeszła w stronę centrum miasta. 
  Po dziesięciu minutach sielankowego marnowania czasu pod dom podjechał znany mi samochód. Samochód Zayna. Moje serce zaczęło bić szybciej, ręce zaczęły mi się pocić. Cieszyłem się, że przyjechał. Ba! Byłem wniebowzięty. Czekała mnie jednak mniej miła niespodzianka. Z czerwonego Porshe wysiadł ubrany w najzwyklejszy, jerseyowy t-shirt, dresy i okulary przeciwsłoneczne Harry. Podszedł do mnie nonszalanckim krokiem, z wielkim uśmiechem. Ja również się uśmiechałem, choć w środku byłem nieco zawiedziony.
- Harry! - Wstałem i wziąłem w objęcia młodszego kolegę. Postaliśmy w uścisku jakąś minutę. - Co Ty tu robisz?
- No to żeś mnie przywitał. - Prychnął niby obrażony. Po chwili jednak uśmiechnął się, był wyraźnie czymś podekscytowany. - Ja tu jadę od czterech godzin, a Ty się pytasz co ja tu robię. Ah, zgłodniałem. - Zaczął się głaskać po brzuchu.
- No dobra, chodź do domu, zaraz coś wymyślę. Moje Ty głodne, biedne dzieciątko. - Wyciągałem go za policzki, a ten zaczął mnie bić po rękach.
- Puuuść mnie! - Krzyknął roześmiany. Zrobiłem co chciał chłopak, a następnie szybko weszliśmy do domu. 
  Z lodówki wyciągnąłem 5 jajek, znalazłem jakieś przyprawy i chleb tostowy. Zrobiłem coś a'la tosty francuskie, choć nie nazwałbym tego tostami. To 'coś' wyglądało jak pomarańczowa breja na toście. Osobiście bym tego nie dotknął widelcem, ale Harry był widocznie tak głodny, że pochłonął to w niecałe 2 minuty. Zadowolony wstał od stołu, a ja zaprosiłem go na górę. Gdy otworzyłem pokój fala smrodu po alkoholu rozprzestrzeniła się. Zebrało mnie na wymioty, a kolega zbladł. Od razu po wejściu otworzyłem okno na rozcież i wypryskałem starannie cały pokój aerozolem o zapachu egzotycznych kwiatów. Po minucie w pomieszczeniu zrobiło się całkiem przyjemnie. Hazz siedział już na moim rozwalonym łóżku i przyglądał się wszechobecnemu bałaganowi.
- No co? - Spytałem go wzruszając beznamiętnie ramionami.
- Nic, nic. Widzę, że ostro balujesz. - Stwierdził uśmiechając się uszczypliwie. Uniósł jedną brew ku górze w oczekiwaniu na moją odpowiedź.
- Nie, no co ty! - Zaprzeczyłem. - Po prostu wczoraj było przyjęcie u mojego starego znajomego. Zaręczył się i mnie zaprosił, tyle. Racja, napiłem się trochę... - Przyjaciel nie pozwolił mi skończyć.
- Trochę?! Kpisz sobie ze mnie? Musiałeś ostro dudnić. Kielich za kielichem. Eh Liam, Liam. - Westchnął kładąc dłoń na moim ramieniu. Uśmiechał się z udawaną troską. - A to przecież Ty jesteś tym, który powinien się zajmować resztą.
- Skończ. - Powiedziałem dosadnie. - Musiałem odreagować.
- Rozumiem - odpowiedział i ponownie usiadł na łóżku.
- No dobra, nieważne. Teraz mów po co tu przyjechałeś? - Starałem się jak najdelikatniej dobrać słowa.
- Dzięki - burknął Harry.
- Przecież wiesz, że nie o to mi chodziło. - Pokręciłem delikatnie głową.
- Zayn się martwił co z tobą, więc mnie tu przysłał. - W pierwszej chwili nie miało to dla mnie kompletnie sensu. Przecież gdyby chciał sprawdzić, czy jest ze mną wszystko okej, to sam by przyjechał. Pozwoliłem Hazzie kontynuować. - Stary, schlałeś się. Podejrzewam, że nie pierwszy raz. Wróć do Londynu. - Jego ton stał się wręcz błagalny.
- Tylko po to przyjechałeś? Żeby zaciągnąć mnie do Londynu? Wybacz, ale nic z tego. Zostaję tutaj. Przynajmniej na razie. Muszę wszystko przemyśleć. - Powiedziałem z powagą w głosie.
- Od myślenia mamy management. Oni już by coś wymyślili na te wasze schadzki z Zaynsterem.
- Jebać ich. Nie chcę być pieprzoną marionetką w rękach kilku debili w markowych garniturach. Jakoś sobie poradzę. - Byłem już lekko sfrustrowany tą sytuacją.
- Pomijając ten nasz management. Przecież on Cię potrzebuje. Siedzi w pokoju, słucha muzyki i nic innego. Kompletnie odciął się od świata. - Kontynuował nieco zasmucony. Widać było, że przejął się sytuacją. 
- Więc niech przyjedzie. Z resztą, zaraz do niego zadzwonię. Albo napiszę sms-a. - Od razu chwyciłem za telefon i napisałem krótką wiadomość do Zayna:

Cześć. Postanowiliśmy z Hazzą, żebyście we trójkę do nas wpadli. I tak mamy wolne. Przyjedźcie jutro. Buziaki, Liam.

- Już. - Powiedziałem kończąc pisać ostatnie słowo. - Wysłane. A teraz poczekaj 15 minut. Pójdę się umyć i przejdziemy się na miasto. - Od razu zauważyłem unoszące się ku górze kąciki ust przyjaciela. Jak wspomniałem, poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic. Następnie umyłem zęby i zrobiłem krótką toaletę. Idealnie wyrabiając się w czasie pomknąłem jeszcze do pokoju, gdzie ubrałem się w koszulę w kratę, brązowe spodnie i Vansy. Harry czekał na dole rozmawiając z Ruth.
- Idziemy Ruttie. Będziemy później, papa. - 'Wysłałem' siostrze buziaczki i wyszliśmy z domu. 
  Droga nie ciągnęła się zbyt długo, z racji tego, że mieszkaliśmy praktycznie w centrum rozrywkowym miasta. Po drodze rozmawialiśmy o chłopakach, nowej płycie, jednak moment później tematem stały się nieprzyjemne rzeczy związane z trasą, wydaniem książki i innymi duperelami. Nie chodzi o to, że nie lubiłem tego. Wręcz przeciwnie. Wolałem to niż bycie architektem lotniczym. To życie bardzo mi odpowiadało, lecz nie mieliśmy zbyt wiele wolności. Zostały nam postawione pewne zadania, które musimy bez względu na nic wykonać w odpowiednim czasie. Z dnia na dzień zdobywamy coraz więcej fanów, co jest rzeczą cudowną, jednak z czasem robi się uciążliwe, żeby nie powiedzieć męczące. Mimo to wszystko, kocham naszych fanów. 
  Będąc w centrum postanowiliśmy się przejść na jakiś shake, gdyż od godziny na dworze słońce zaczęło palić. Znaleźliśmy jakąś niewielką budkę z lodami i różnymi, zimnymi rzeczami. Zamówiliśmy dwa bezalkoholowe mojito i usiedliśmy na sofach ustawionych obok niewielkiego sklepiku. Oczywiście nie 'zamaskowaliśmy' się, więc ludzie nas poznali. Jednak nie podchodzili do nas, co z kolei zdziwiło Harry'ego. W pewnym momencie obok nas przeszła Juliette, siostra Damiena, którą spotkałem wczoraj. Zawołałem ją, a ta na nasz widok od razu podeszła.
- Liam! - Uścisnęła mnie mocno i wycałowała w policzki, na których znalazła się krwistoczerwona szminka.
- Ah, to jest Harry. - Wskazałem chłopaka. Przyjrzałem się jego twarzy, na której jakby momentalnie pojawił się całkiem okazały rumieniec. Pierwszy raz widziałem go takiego. Oczy miał szeroko otwarte, świeciły się jak monety. - A to jest Juliette, siostra Damiena, o którym ci opowiadałem. - Hazza oczarowany podszedł do dziewczyny i niczym dżentelmen ucałował ją w rękę. 
- Miło mi Cię poznać. - Przemówił swoim szarmanckim tonem numer 3, czyli tym najbardziej szarmanckim z wszystkich. W głowie przeanalizowałem, że ta dziewczyna musi być naprawdę wyjątkowa, że Hazza powiedział do niej trójką. W głowie zaśmiałem się. 
  Julie dosiadła się do nas zamawiając to samo mojito. Przyjaciel lustrował ją od góry do dołu, nie mogąc oderwać od blond piękności oczu. Ta jednak zaczęła konwersację ze mną. 
- Jak się czujesz Liam? Wczoraj nie było zbyt ciekawie. - Zaczęła nieco zmartwiona. Uśmiechnąłem się do niej i powiedziałem:
- Nie martw się, już jest w porządku. - Spojrzałem w jej wielkie, niebieskie oczy, a ta odpowiedziała mi niezwykle uroczym uśmieszkiem. Zignorowany i lekko sfrustrowany Harry przejął inicjatywę. Założył nogę na nogę i zaczął się wypytywać o życie Juliette.
- Hm, a więc. Ile masz lat?
- 17 - Odpowiedziała krótko i oschle. Jak widać, nie bardzo przejęła się rozmową z Hazzą. 
- Mmm, wspaniale. Chciałem Ci powiedziesz, że masz nieziemski akcent. Bardzo mi się podoba. - Wymamrotał zafascynowany dziewczyną Styles.
- Oh, dziękuję. Bardzo mi to schlebia. - Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie i zaczęła szperać w telefonie. Zachciało mi się śmiać, gdyż jako pierwsza, może nie dosadnie, ale odmówiła względom największego amanta i flirciarza w zespole.
  Przez kolejne 10 minut siedzieliśmy w nie mówiąc do siebie ani słowem. Wyraźnie zawiedziony Harry wpił się w swojego bezalkoholowego drinka odwracając wzrok od dziewczyny. Ta jednak niespecjalnie się tym przejęła, gdyż wpatrzona była w ekranik swojego telefonu.
- Fajnie się z Tobą rozmawiało Jul, ale musimy już iść z Harrym. - Powiedziałem zmieszany i pociągnąłem chłopaka za rękę.
- Okej, pa. - Pomachała nam na pożegnanie, nawet na nas nie spoglądając. Zrezygnowany Loczek posłusznie wstał od stolika i razem poszliśmy w stronę parku. 
- Jeju, Liam. Chyba się zakochałem. - Powiedział Harry gdy odeszliśmy od Juliette na pewną odległość. Nie mogłem się powstrzymać i wybuchnąłem śmiechem.
- Znasz ją jakieś 10 minut. No, szybki gracz z Ciebie Styles. - Jak równie szybko powiedziałem o jego szybkim 'romansie', równie szybko dostałem porządnego kuksańca w ramię.
- AUĆ! - Krzyknąłem. - Bolało...
  Obrażony Hazz nic nie powiedział tylko nieco mnie wyprzedził. Z opuszczoną głową powiedział jedynie:
- Idę do domu. Jakby coś, to dzwoń. 
  Byłem zdziwiony zachowaniem chłopaka. Może rzeczywiście poczuł coś do mojej koleżanki? Ale to przecież niemożliwe. Znali się od niespełna 10 minut, a Jul go ignorowała. Jak więc mógł się w niej zakochać, gdy była w stosunku do niego oschła? Odpuściłem sobie dalszych myślowych przepychanek i wyruszyłem do parku, gdzie mnóstwo ludzi, zwłaszcza małych dzieci i staruszków spędzało wolną niedzielę. Znalazłem najbardziej schowaną ławkę, która znajdowała się pomiędzy kilkoma jabłoniami i majestatycznym bukiem. Położyłem się na niej. Chciałem nieco odpocząć, a to miejsce wydawało się być idealne. Nasunąłem na nos okulary przeciwsłoneczne i przymknąłem powieki. Zasnąłem momentalnie.

  Coś zaczęło smyrać moją nogę. Na początku myślałem, że jakaś wiewiórka znalazła sobie ofiarę, więc kopnąłem ową wiewiórkę. Okazało się jednak, że na moim celem była noga Damiena, który posłusznie siedział i przyglądał się temu, jak śpię.
- Ała. - Syknął sztucznie, co poznałem po jego rozmazanej twarzy. Zdjąłem szybko okulary i przeszedłem do pozycji siedzącej. 
- Szpiegujesz mnie? - Spojrzałem na blondyna.
- Ja? Nigdy. Po prostu lubię przychodzić w to miejsce. Od jakiegoś czasu tylko tu mogę się poczuć swobodnie, wszystkie problemy odchodzą. - Westchnął głośno.
- Problemy? Jakie problemy? Przecież układa Ci się z Susan. - Nie spuszczałem wzroku z wyraźnie zasmuconego chłopaka.
- Wiesz, nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Kocham ją, ale od pewnego czasu coś między nami się psuje. Za każdym razem gdy się kłócimy czuję, że to nie jest ta rudowłosa Suzie, którą poznałem i pokochałem. A ostatnio to wszystko się nasiliło.
- Ostatnio, czyli kiedy? - Spytałem dociekliwie.
- Em, no wiesz. Od czasu, kiedy przyjechałeś, raptem trzy dni. Gdy za pierwszym razem do Ciebie przyszedłem, Susan tak się zdenerwowała, że wyszła z domu. Myślałem, że nie przyjdzie na przyjęcie zaręczynowe. - Powiedział półtonem wyraźnie załamany przyjaciel.
- Ale przecież zachowywała się tak naturalnie. Myślałem, że wszystko jest w porządku. - Trochę skołowany pozwoliłem mówić Damienowi.
- Sus to niezła aktorka. Tą cechę w sumie też odkryłem niedawno. Czasami myślę, żeby to rzucić w cholerę, wyjechać do Stanów i mieć z głowy. Ale nie mogę wyjść na takiego tchórza. Zostawić ją miesiąc przed ślubem? To trochę infantylne. Poza tym, zostawiłbym nie tylko ją. - Twarz blondyna zaczęła nabierać rumieńców. 
- Jak to nie tylko ją? Chcesz mi powiedzieć, że jest w ciąży? - Otworzyłem szeroko oczy, jednak to co usłyszałem, kompletnie zbiło mnie z tropu.
- Nie, no co ty? Od tych trzech dni nie mogę się na niczym skupić. Wszystko, co razem robiliśmy wraca z każdą minutą spędzoną z Tobą. W nocy przez sen wypowiadam Twoje imię. Nie dość, że moja miłość do Susan osłabła, to ta cząstka we mnie, która zawsze Cię kochała wróciła. - Chłopak spuścił głowę w dół, a ja cały czas przyglądałem się jego ruchom. Kompletnie nie uwierzyłem w to, co przed chwilą usłyszałem. Wstałem z ławki, jednak gdy Damien to zobaczył złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Nasze wargi praktycznie stykały się ze sobą. Czułem jego słodką woń na sobie. Moje ciało przeszyło miliony dreszczy, straciłem nad nim kontrolę. Najgorsze, a zarazem najlepsze stało się, gdy blondyn delikatnie wpił swoje usta w moje. Nie chciałem tego, ale jednocześnie tego pragnąłem. Chłopak całował mnie z taką ostrożnością, ale i tak namiętnie, że coś we mnie wybuchło. Ująłem go za policzki i pogłębiłem swoje pocałunki. Po chwili usłyszałem ciche łkanie dochodzące zza buku. Natychmiastowo oderwałem się od czerwonych ust Damiena. Nie wierzyłem własnym oczom. 
- Zayn, to nie tak. - Zacząłem biec za miłością mojego życia, jednak ten był ode mnie szybszy.

______________________________________________________________________


A JEDNAK WRÓCIŁEM :3
Nie wierzę swoim własnym oczom. Te ponad cztery tysiące wyświetleń są kompletnie oszałamiające. 
Coś mnie natchnęło do tego rozdziału i już nie mogę doczekać się, kiedy na blogu pojawi się następny. Obiecuję, że teraz więcej czasu będę poświęcał opowiadaniu i przynajmniej raz w tygodniu będzie pojawiać się rozdział.
Co do tego epizodu. Fabuła zaczęła się zagęszczać, ale to nie koniec moich pomysłów. Kolejny, 6 rozdział będzie się nazywać 'Sweet Revenge'. 
Zapraszam do komentowania i obserwowania mojego bloga, by być na bieżąco.
Pozdrawiam :3
Do usłyszenia Misiaki :* 

UPDATE: NOWY ROZDZIAŁ - 12 KOMENTARZY 

piątek, 26 października 2012

Zawieszam.

Z przykrością muszę zawiesić tego bloga.
Nie mam pomysłów na dalsze rozwinięcie akcji. Brak weny dopadł i mnie.
Choć w sumie nie taki wielki brak weny.
Nie ma tego złego.
Zawieszając tego bloga, zacząłem pisać kolejne opowiadanie.
Niestety (albo i stety) nie będzie tam wątku 1D. 
Będzie ono o dwóch chłopakach, których miłość będzie toksyczna.
Dużo akcji, dużo emocji.
Serdecznie zapraszam :)

http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/

Może kiedyś wznowię pisanie tego bloga :)
Do usłyszenia Misie i jeszcze raz was zapraszam na nowe opowiadanie <3

czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 4: I Am In Misery.

- Damien? - Stanąłem wryty lustrując chłopaka wzrokiem od góry do dołu. - Co ty tu do cholery robisz?! - Krzyknąłem półtonem, by nie zbudzić reszty domowników.
- Lili, spokojnie. Przecież Cię nie zabiję. Choć w sumie czasami mam na to ochotę. - Uśmiechnął się szarmancko po czym rozsiadł się na moim fotelu stojącym obok biurka. Położył jedną nogę na drugiej i zaczął się we mnie wpatrywać jakbym był jakimś obrazkiem. Cholernie nie lubiłem tego uczucia więc czym prędzej odwróciłem głowę, aby nie spoglądać w oczy chłopaka.
- Mogę znać powód twojego wtargnięcia? Normalni ludzie po północy śpią. - Powiedziałem zirytowanym tonem w tym samym czasie kiedy położyłem się w łóżku.
- Ty do tych normalnych nigdy nie należałeś. - Ponownie uśmiechnął się tym swoim cwaniackim uśmieszkiem po czym zapalił lampkę. Wtedy zobaczyłem Damiena w pełnej okazałości. 
  Nie był już przesłodzonym nastolatkiem z grzywką a'la Bieber i chudymi jak patyki nogami. Teraz był krótkowłosym ciemnym blondynem, co mnie nieco zdziwiło, bo jego naturalny kolor włosów był bardzo ładny. No cóż, ludzie się zmieniają. Chłopak również urósł. Ostatni raz kiedy go widziałem mierzył jakieś 1.70 cm, a teraz był o głowę wyższy ode mnie. Nabrał również nieco masy i nie był wychudzonym patyczakiem, lecz dobrze zbudowanym mężczyzną. Właśnie, ma już chyba 22 lata. W każdym razie te 3 lata diametralnie go zmieniły, na dobre oczywiście. Następnie spojrzałem na jego twarz. Jawił się na niej trzydniowy zarost, uśmiechał się do mnie wystawiając swoje śnieżnobiałe zęby, a w jego ciemnoniebieskich oczach ujrzałem niewielkie iskierki.
- Skąd wiedziałeś, że jestem w Wolverhampton? - Spytałem cały czas lustrując chłopaka wzrokiem.
- Wyglądałem przez okno i zobaczyłem, że pali się u Ciebie światło, więc zgadłem, że przybyłeś odwiedzić stare śmieci. - Stwierdził z delikatnym uśmiechem na twarzy. 
- No jak widać. Wali się u mnie trochę, a tutaj zawszę mogę porozmyślać i mieć przynajmniej nieco spokoju. - Stwierdziłem delikatnym tonem, po czym westchnąłem głośno.
- No tak, słyszałem o wszystkim. Miałem przeczucie, że prędzej czy później się tu zjawisz. A tak a propos jutro masz zaproszenie na przyjęcie u mnie. Poznasz moją narzeczoną. - Spojrzał na mnie nie przestając się uśmiechać. W mojej głowie nagle coś wybuchło i wywaliłem oczy na Damiena.
- SŁUCHAM? NA RZE CZO NĄ? - Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie usłyszałem. - Jak to, przecież, przecież... - Zabrakło mi słów. Nie mogłem z siebie niczego wydusić, więc spojrzałem na przyjaciela, który niedługo miał się znaleźć na ślubnym kobiercu. 
- Susan jest cudowna, naprawdę. Zakochałem się w niej na zabój, to kobieta mojego życia. - Zaczął opowiadać o wybrance swojego serca z pasją w głosie. 
- Czekaj czek czek. - Przerwałem chłopakowi. - Ale ty jesteś gejem, przecież byłeś w związkach jedynie z chłopcami. Susan? Damien, co się z Tobą stało?
- Liam, za cholerę nie wiem. Też myślałem, że mogę kochać jedynie chłopców. Gdybyś nie zaczął swojej kariery, zapewne bylibyśmy teraz razem i dobrze o tym wiesz. Ale po twoim wyjeździe wprowadziła się tu Susan, zaczęliśmy się spotykać i zaczęło iskrzyć między nami. I trzy miesiące temu oświadczyłem się jej. - Chłopak ponownie się uśmiechnął, wyraźnie szczęśliwy z wynikłej sytuacji. Znałem go już dobre 10 lat i mimo burzliwego związku był moim przyjacielem. Wstałem z łóżka i podszedłem do chłopaka. Ten jak na polecenie wstał, a ja objąłem go czułym uściskiem. Po minucie odsunąłem się od Damiena i usiadłem naprzeciw niego. 
- Zaskoczyłeś mnie trochę, serio. Nie spodziewałem się tego, kompletnie. Ale cóż, życzę Ci szczęścia z tą Susan. Oczywiście czuję się zaproszony na ślub. - Uśmiechnąłem się delikatnie po czym zacząłem się śmiać.
- Jak najbardziej. W sumie nawet nie mam drużby, więc jeśli chciałbyś... to wiesz. - Spojrzał na mnie błagającym wzrokiem, któremu nie umiałem się oprzeć. 
- Jeszcze się zastanowię. - Nie dałem po sobie poznać, że uległem chłopakowi. Ten spojrzał na mnie ponownie, a ja całkowicie się poddałem.
- No dobrze, dobrze. Zostanę Twoim drużbą. - Uśmiechnąłem się jeszcze raz i przytuliłem chłopaka do siebie.
- Jest jeszcze jedna sprawa. - Zaczął jakby nieco przestraszony. - Bo Susie nie wie o mojej przeszłości, nie wie o tym, że byłem w związkach z chłopakami. No i chciałbym, żeby przynajmniej na razie tak zostało, więc możesz mi obiecać, że się nie wygadasz? - Spojrzałem w jego oczy. Na początku byłem nieco zdziwiony, lecz po chwili przetworzyłem sobie wszystko w myślach.
- Pewnie, że się nie wygadam, ale prędzej czy później powinieneś jej o tym powiedzieć. Wiesz, potem mogą z tego wszystkiego wyniknąć nieprzyjemności. - Powiedziałem poważnym tonem nie spuszczając wzroku z chłopaka.
- Wiem, wiem. Ale na razie nie chcę, żeby o tym wiedziała. Powiem jej po ślubie. - Chłopak spuścił głowę w dół.
- Zrobisz jak zechcesz. - Uśmiechnąłem się. Chciałem być wsparciem dla chłopaka.
- Dzięki Li. - Powiedział wstając z fotela. - Ja już idę, spotykamy się jutro... W sumie to dzisiaj. Więc o 16 u mnie. Papa. - Damien puścił mi oczko i subtelnie zatrzasnął za sobą drzwi. 
  Powróciłem do swojej poprzedniej pozycji i teraz wpatrywałem się w sufit. Na moment zamknąłem oczy, lecz to wystarczyło bym odpłynął w objęcia Morfeusza. 

~ * ~

- Cholera no, Damien. Odstaw mnie na miejsce! - Krzyknąłem zbulwersowany i zacząłem się wyrywać chłopakowi. Choć był bardzo chudy miał dużo siły, co zawsze mnie dziwiło.
- Nie odstawię, bo mi gdzieś uciekniesz i nie będę miał kogo całować. Więc siedź cicho i chodź. - Przytkał mi usta dłonią bym nie mógł już nic powiedzieć. Próbowałem go ugryźć w środkowego palca, lecz moje próby zdały się na nic. Damien otworzył drzwi do swojego pokoju i rzucił mnie na łóżko. Szybkim ruchem ręki zatrzasnął je i zamknął na kluczyk. Po chwili siedział już na moim brzuchu.
- Tak jak już mówiłem, nie puszczę Cię bo mi uciekniesz. - Ta sztuczna minka, kiedy udawał że jest smutny działała na mnie na jakiś sposób. I choć wiedziałem, że udaje to zawsze robiło mi się go szkoda. Niespodziewanie chłopak namiętnie musnął moje usta wtykając język pomiędzy moje wargi. Robił to tak subtelnie, że praktycznie tego nie czułem. Po chwili zszedł z mojego brzucha i położył się naprzeciw mnie nie odrywając swoich ust. Z czasem Damien pogłębił pocałunek czyniąc go bardziej namiętnym. W akcie podniecenia splątałem nasze nogi i przysunąłem ciało do ciała chłopaka tak, że klatką piersiową dotykałem jego klatki piersiowej. Objąłem chłopaka wokół szyi i zacząłem wymieniać z nim serię kolejnych czułych pocałunków. Od środka zaczynałem wybuchać. Chłopak sprawiał, że z każdym kolejnym gestem coraz bardziej się w nim zakochiwałem. Na moment Dam oderwał się od moich ust.
- Kocham Cię Liam. Nikogo nie kochałem tak jak Ciebie. Jeju, tak bardzo się cieszę, że Cię mam. - Uśmiechnął się ponownie muskając moje wilgotne usta.
- Też Cię kocham Misiu. - Wtuliłem się w jego ciało obracając się do niego plecami. Objął mnie w pasie i zaczął muskać po szyi sprawiając, że ciśnienie rosło mi w spodniach. Jedna ręka chłopaka powędrowała właśnie w tamto miejsce. Odruchowo się wzdrygnąłem i zaczerwieniłem. Damien zaśmiał się bezgłośnie i szepnął mi do ucha.
- O, twój Potworek się obudził. - Zamruczał, co sprawiło że jeszcze bardziej się podnieciłem. Nagle poczułem, że przyrodzenie chłopaka również twardnieje.
- Oh, twój Frycek też nie próżnuje. - Zaśmiałem się cicho, a Dam przygryzł delikatnie płatek mojego ucha. Na zewnątrz zrobiło się ciemno, a mi zachciało się spać. Ziewnąłem głęboko na co od razu zareagował chłopak. Zdjął ze mnie koszulkę i okrył mnie kołdrą.
- Śpij Słońce. - Po raz kolejny ucałował moją szyję. Położyłem głowę obok jego klatki piersiowej i zamknąłem oczy. - Dobranoc Kochanie.
- Dobranoc. - Damien zaczął delikatnie przeczesywać moje włosy.

~ * ~ 


Obudziły mnie wdzierające się przez okno promyki słońca. Obróciłem się plecami w stronę okna i włożyłem głowę pod poduszkę, lecz nie było mi dane już zasnąć. Powoli zacząłem podnosić się z łóżka. Odruchowo spojrzałem na zegarek znajdujący się na etażerce. Na elektronicznym ekraniku widniała godzina 13.07. Przeciągnąłem się jeszcze unosząc ręce ku górze, głęboko ziewając. Zszedłem bezszelestnie z piętra. Na dole Ruth oglądała już jakiś serial. Podszedłem do niej od tyłu i przytuliłem ją delikatnie.
- Czeeść. - Powiedziałem jeszcze nieco zaspanym głosem.
- No witam śpiąca królewno. - Siostra zaśmiała się cicho, po czym odwróciła swój wzrok z telewizora na mnie. - Kto był u Ciebie wczoraj w nocy? - Spytała.
- Damien. - Odpowiedziałem krótko. Siostra spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami i otworzyła buzię. - No już, zamykaj buźkę bo ci zaraz mucha wleci. - Uśmiechnąłem się ukazując swoje uzębienie.
- Damien? Damien LaMontagne? - Siostra wciąż była zdziwiona. - Ten gówniarz nawet mi nie powie Cześć w warzywniaku. - W odpowiedzi wzruszyłem jedynie ramionami. - Jak on tu w ogóle wszedł?
- Pewnie nie zamknęłaś drzwi na klucz. - Zaśmiałem się bezgłośnie, a siostra walnęła mnie z otwartej ręki w tył głowy. - Auć. Bolało.
- Miało boleć. - Stwierdziła z zarozumiałym uśmieszkiem. - No i jak było? - Jej ton stał się łagodniejszy. Usiadła na skraju kanapy i zaczęła się we mnie wpatrywać, co de facto doprowadzało mnie do szewskiej pasji.
- Jak było, jak było? Normalnie, pogadaliśmy trochę i dzisiaj znowu się spotykamy. - Powiedziałem siadając obok starszej siostry, a ta znowu zaczęła się wpatrywać we mnie tym wzrokiem, którego szczerze nienawidziłem. - Spokojnie, do niczego nie dojdzie. Ja mam Zayna, a on narzeczoną. 
  Ruth wcinała właśnie jogurt sojowy. Gdy wypowiedziałem ostatnie słowo ta część, którą jadła znalazła się na moich bokserkach. Dziewczyna zaczęła się krztusić, więc zacząłem klepać ją po plecach. Po jakiejś minucie siostra doszła do siebie. Szybko poszła do kuchni po jakąś ścierkę, którą wytarła ów jogurt. Po chwili zaczęła:
- Jak to narzeczoną? To przecież była Twoja wielka miłość. Ej, wałujesz młody. - Uśmiechnęła się cwaniacko, myśląc, że na prawdę ją oszukuję. Przybrałem poważną minę, a ona pokręciła głową z niedowierzaniem. - Cholera, niemożliwe. Jeszcze pamiętam jak latałeś szczęśliwy i całowaliście się pod jabłonią. No i baraszkowaliście w piwnicy... - Siostra nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem. Ja momentalnie stałem się czerwony na twarzy. Nie miałem pojęcia, że Ruth wie o moim pierwszym razie. Spuściłem głowę do dołu. W tym momencie chciałem się zapaść pod ziemię, lecz Ruttie miała z tego świetny ubaw. Niemal tarzała się po ziemi ze śmiechu. 
- Tak, śmiej się z biednego brata, proszę bardzo. - Na mojej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. - Skąd o tym wiesz, no skąd? Przecież rodzice byli w pracy, a Ty z Nicole wyjechałyście na obóz. - Spojrzałem na siostrę z niedowierzającym wzrokiem.
- Otóż ja wróciłam wcześniej z obozu. - Zaczęła siostra. Rzeczywiście, było coś takiego, że Ruth wróciła o kilka dni wcześniej z powodu zatrucia pokarmowego. - Gdy weszłam do domu, wiedziałam, że tam będziesz. No ale zaczęłam Cię szukać i nie mogłam za cholerę znaleźć. Schodząc do piwnicy usłyszałam jęki. - Siostra znowu zaczęła się śmiać. Po opanowaniu się, które zajęło jej kolejne 10 minut kontynuowała. - Ujrzałam Damiena od tyłu i twoje nogi na jego ramionach. Uciekłam szybko i poszłam przenocować do Anny. - Nagle wszystko stało się jasne. Oparłem się o zagłówek znajdujący się za mną i złapałem się za głowę. Teraz to ja nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
- No dobra, i co z tego. - Ledwo opanowałem śmiech. - Byliśmy młodzi, cały świat przed nami. - Zdałem sobie sprawę, jak denny jest ten tekst i znowu zacząłem się śmiać. Po chwili dołączyła do mnie Ruth. Siedzieliśmy jeszcze z pół godziny w takiej rozluźnionej atmosferze, aż w końcu zdałem sobie sprawę, że muszę niedługo iść na to nieszczęsne przyjęcie. Poinformowałem ją o nim i poszedłem do swojej łazienki odświeżyć się. Prysznic trał jakieś 15 minut, reszta toalety kolejnych 10. Założyłem bordową koszulę, czarne spodnie i brązowe conversy. Ubrany już powędrowałem do kuchni by coś przegryźć. W lodówce znalazłem przyrządzone wcześniej kanapki, które po chwili znalazły się w moim brzuchu. Spojrzałem na zegarek.
- Cholera, zaraz szesnasta. - Powiedziałem sam do siebie. Upiłem niewielki łyk soku i wyszedłem z domu. Droga do domu Damiena nie jest specjalnie skomplikowana, tak więc dojście nie zajęło mi więcej niż 10 minut. Będąc już na miejscu ujrzałem wychodzącą z domu znajomą blondynkę, która była wyraźnie zdenerwowana. Zatrzymałem ją jedną ręką, gdyż jej tempo chodu było zadziwiające. Już wiedziałem, że to Juliette.
- Ej, ej. Słońce, zatrzymaj się. - Zaśmiałem się cicho widzą przestraszoną twarz dziewczyny, która spoglądała na mnie spod byczka. - Nie poznajesz mnie? - Uśmiechnąłem się rozbawiony sytuacją. Nagle na twarzy Jul pojawił się szczery uśmiech. Objęła mnie mocno i wycałowała jak jeszcze nigdy. 
- Liam. Liam Payne. - Z jej buźki nie schodził uśmiech. - Damien dzisiaj wspominał, że masz wpaść. Szkoda, że ja już muszę iść. - Dziewczyna widocznie posmutniała. 
  Ostatnio gdy ją widziałem była niziutka, nosiła aparat na zębach i miała długie, falowane i krukoczarne włosy. Przez dwa lata zdążyła się diametralnie zmienić. Teraz była blondynką mojego wzrostu, z śnieżnobiałym uśmiechem. 
- Czemu już idziesz? - Spytałem dociekliwie.
- Jakoś nie mam ochoty spędzać czasu w towarzystwie Susan. Uważaj na nią. - Przestrzegła mnie dziewczyna. Na wychodne rzuciła: Papa. Do zobaczenia innym razem. i wysłała mi buziaka. Po krótkiej konwersacji przekroczyłem próg domu. Było tam mnóstwo ludzi w moim wieku. Na wprost stał Damien, który zabawiał czterech starszych mężczyzn, lecz gdy mnie zobaczył przeprosił panów i powędrował w moją stronę. Stanął naprzeciw mnie i uścisnął mnie mocno.
- Już myślałem, że nie zaszczycisz nas swoją obecnością, Gwiazdeczko. - Zaśmiał się, lecz momentalnie ucichł po kuksańcu, którego mu zafundowałem i ugodziłem go prosto w ramię. 
- Auć. - Chłopak zrobił smutną minkę, lecz po chwili znowu zaczął się uśmiechać. - Muszę Cię zapoznać z Susie. - Dam był wyraźnie podekscytowany.
- Szczerze mówiąc to też już się nie mogę doczekać. - Uśmiechnąłem się subtelnie. Damien otworzył drzwi od jadalni, w której większością gości były kobiety. W sumie nastolatki. Na całe szczęście chyba nie były fankami One Direction, bo nie spotkałem się z dzikimi piskami czy coś takiego. Podeszliśmy do sofy, która znajdowała się obok okna. Siedziały tam trzy młodziutkie dziewczyny: brunetka, blondynka i ognistowłosa piękność, która na jakiś sposób przyciągała wzrokiem. Zgadywałem, że to właśnie ona była narzeczoną Damiena. 
- To jest Susan - Chłopak wskazał na swoją wybrankę. - A to Liam. - Z uśmiechem wskazał na mnie. Uścisnąłem delikatnie niewielką dłoń dziewczyny, lecz ta przyciągnęła mnie do siebie i objęła delikatnie składając dwa całusy na policzku, które szybko odwzajemniłem. 
- Miło mi cię poznać. - Uśmiechnąłem się szczerze do dziewczyny, która odwzajemniła uśmiech.
- Mnie również, Damien dużo o Tobie opowiadał. - Powiedziała. Dziewczyna wydawała się bardzo miła i ciepła. W głowie jednak siedziały mi słowa Juliette, która powiedziała, żebym lepiej na nią uważał.
  Po chwili Dam ogłosił, że wszyscy przenoszą się do salonu. Za poleceniem pana domu wszyscy wyruszyliśmy do sporego salonu. Tam zaczęła się prawdziwa zabawa. DJ zaczął grać radiowe hity, większość ludzi zaczęła tańczyć w rytmie Ushera. Reszta ludzi zabrała się za alkohol, którego było wiele. Na początek wypiłem 2 piwa, tak zwaną dawkę taneczną. Jakaś brunetka wyciągnęła mnie na parkiet i przetańczyliśmy trzy piosenki. Potem wróciłem do baru, gdzie napiłem się z 6 kieliszków wódki. W głowie mi już wirowało, ale cały czas miałem świadomość co robię i co mówię. Po 22 ludzi ubyło i zostało już może 10, może 20 osób, które w większości upajały się alkoholem. Jedynie Susan i Damien nie byli jakoś szczególnie upici. Jakiś młody chłopak zaczął temat o przyszłych małżonkach. W pewnym momencie powiedziałem coś, czego zacząłem żałować od razu po wypowiedzeniu. Zdradziłem sekret mojego byłego chłopaka. Jeszcze w nocy przysięgałem, że nikomu o tym nie powiem. Po minucie uświadomiłem sobie co właśnie powiedziałem. Wszyscy obecni byli zdziwieni i szeptali lustrując Damiena wzrokiem. Wstałem z sofy i przestraszony wybiegłem w stronę wyjścia. Po wyjściu moje oczy od razu się zeszkliły. W przeciągu kilku sekund zacząłem już płakać. Payne, ty pieprznięty ćwoku. Nie biegłem szybko, gdyż mój organizm wysiadał po kilku głębszych. Nagle usłyszałem swoje imię. Obróciłem się i ujrzałem biegnącego w moją stronę chłopaka. Szykowałem się już na najgorsze, lecz Dam jedynie mnie uścisnął i wyszeptał mi do ucha:
- Liam, Liam. Już cicho. Nic się nie stało, po prostu nieco wyprzedziłeś mój plan. Ale to niczego nie zmienia. Porozmawiam jutro z Susan, będzie dobrze. Zobaczysz. - Uspokoił mnie tym nieco, jednak ciągle przerażała mnie myśl, że coś zepsułem. Ostatnio miałem do tego jakąś dziwną tendencję. 
- Powinieneś chyba już wracać. Jutro się odezwę.
Ze łzami w oczach odszedłem w stronę domu.


AAAAAAAAA. Prawie 1200 wyświetleń i 20 obserwatorów. Misie, jesteście cudowne *-*
Wczorajszego wieczora zacząłem to pisać i wymyśliłem fabułę na przynajmniej 20 kolejnych rozdziałów. Na pewno nie będzie tak różowo, jak mogliście myśleć. Z racji tego, że zaraz rozpoczyna się rok szkolny to pewnie będę więcej pisał, choć następny rozdział nie wiem kiedy napiszę kolejny rozdział. A ten dedykuję Madzi *-* Dziękuję za nagłówek i pomoc przy nowym wyglądzie. No i jeszcze dziękuję Kamili, która również pomogła <3
Właśnie, nowy wygląd. Widać jak to wszystko wygląda. Nowy nagłówek, nowy szablon. Dodałem zakładki z Bohaterami i takie tam :D Moim zdaniem teraz wygląda to o wiele lepiej. 
Do usłyszenia Misie <3

UPDATE: Nowy rozdział = 10 komentarzy :)

piątek, 10 sierpnia 2012

Rozdział 3: I Hear Your Voice, It's Like An Angel Sighing.

  Obudziły mnie wdzierające się przez okno promyki słońca, które delikatnie raziły mnie po powiekach sprawiając, że widziałem jaskrawą czerwień, która jednak mnie oślepiała. Czas wstać - mówiłem sobie w głowie jednak ciało, a zwłaszcza nogi odmawiały posłuszeństwa. Odruchowo zasłoniłem oczy ręką i niezdarnie wstałem z łóżka, by od razu pójść zasłonić rolety. Zawsze było tak, że zamiast zasłaniać je na noc, ja robiłem to w dzień. No cóż, kwestia przyzwyczajenia. Pokój automatycznie stał się bardziej zacieniony, zabierając brązową barwę ze ścian, robiąc je bardziej wyblakłymi. 
  Spojrzałem na łóżko, w którym jeszcze spał Zayn. Śniadoskóry chłopak leżał na skraju łóżka, więc groził mu upadek. Jako ten 'najbardziej troskliwy' ostrożnie przesunąłem go na środek łóżka. Starałem się to robić z lekarską precyzją, lecz niestety nie udało mi się to.
- Y, c - c - ooo się dzieje? - Spytał zaspany Zayn. Oczy miał lekko otwarte i wyglądał jak Azjata z części dalekiego zachodu. Jego wygląd rozbawił mnie, co okazałem zabawnym uśmiechem na swojej twarzy. - Gdzie ja jestem? - Spytał z zauważalnym, aczkolwiek znikomym przerażeniem w głosie. Jednak gdy szerzej otworzył oczy jego kąciki ust powędrowały ku górze. Przetarł oczy, a jego uśmiech stał się szerszy, a policzki delikatnie się zarumieniły.
- Mogłeś mnie przenieść w nocy, pewnie chciałeś się porządnie wyspać. - Powiedział z widocznym strapieniem, co było widać po spuszczonej w dół głowie. 
  Ująłem chłopaka za podbródek. Byłem rozbawiony sytuacją, bo Zayn zachowywał się, jakby mnie nie znał. 
- Aleś ty głupi. Żeby mi było niewygodnie, to zapewne znalazłbyś się na tamtej kanapie. - Wzrokiem wskazałem trzyosobową sofę znajdującą się w rogu pokoju, na której znajdowały się rzeczy Zayna. - Ale nie znalazłeś się tam, więc już się nie zadręczaj. Wyspałem się, bo miałem się do kogo przytulić. - Uśmiechnąłem się ukazując szereg swoich zębów i wypuszczając powietrze z nosa. Spojrzałem na niego. Uniósł swoją głowę do góry i na jego twarzy ponownie znalazł się subtelny, ale nieśmiały uśmiech, który działał na mnie jak jakaś magia. Cały Zayn tak na mnie działał. 
  Czemu? Za cholerę nie wiem. Miał w sobie coś, co mnie pociągało. Co pociągało setki tysięcy, a nawet miliony fanek, fanów i nie tylko. Poza tym jego charakter. Jego osobowość również przyciągała jak magnes. Wszyscy mieli go za niegrzecznego chłopca z Bradford, którym w rzeczywistości nie był. Oczywiście miał w sobie niego cząstkę, lecz przy mnie zachowywał się zupełnie inaczej. Jakbym w jakiś sposób miał na niego wpływ. Z punktu widzenia przeciętnej fanki to byłoby niemożliwe. Że niby Bad Boi from Bradford ulega działaniu przyjaciela z zespołu? To jakieś kpiny?
- Trzeba będzie rozważyć częstsze nocowanie w Twoim łóżku. - Uśmiech chłopaka zmienił się diametralnie. Wpatrywał się we mnie z zadziornym wyrazem twarzy.
- To nie jest taki zły pomysł. - Zaśmiałem się bezgłośnie po czym wstałem z łóżka i pokierowałem się w stronę łazienki. - Pójdę pierwszy. - Wchodząc do łazienki posłałem w stronę Zayna zabawny uśmieszek. Wszystko mi nie zajęło więcej niż 10 minut. Przemyłem twarz i dłonie, umyłem zęby, użyłem antyperspirantu, uczesałem się i ubrałem. Wychodząc zauważyłem brązowookiego, który właśnie próbował posprzątać niewielki bałagan. 
- Możesz już iść. - Powiedziałem, zostawiając uchylone drzwi. Chłopak wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Ja w międzyczasie postanowiłem sprawdzić Twittera. Zalogowałem się i to co zobaczyłem... 
  Nie mogłem w to uwierzyć. Na moim profilu znalazły się zdjęcia z wczoraj, gdy byliśmy z Zaynem w parku. Były robione z daleka, jednak widniały na nich nasze sylwetki. Zdecydowana większość fanów uznała te zdjęcia za nieprawdziwe, jednak reszta uznała je za wiarygodne. Następny podział składał się również z dwóch grup: osób tolerancyjnych i homofobów. Niestety w tym wypadku tych drugich było o wiele więcej. Co niektóre komentarze mroziły krew w żyłach. Po przeczytaniu następnych zaczęło mi się kręcić w głowie, delikatnie opadłem na poduszki znajdujące się za mną. Puch znajdujący się w środku odpowiednio zamortyzował upadek. W nieruchomej pozycji przeleżałem jeszcze trzy minuty, a potem znowu spojrzałem w ekran laptopa. Przeczytałem następny z kolei komentarz użytkowniczki ObsesiveDirectioner:

O matko. Jak to możliwe? Przecież Zayn jest, czy tam był z Perrie, jeszcze tego samego dnia. A teraz? Do kurwy nędzy. Znalazł sobie pocieszenie w przyjacielu z zespołu szanownym Liamie Paynie? Sram na zespół pedałów, wypisuję się z tego. Od dzisiaj nie jestem Directionerką. Dziękuję panom Malikowi i Paynowi za zmarnowanie ośmiu miesięcy obsesyjnego fangirlingowania.*

  Komentarz był przerażający, ale to był dopiero początek. Tą dziewczynę można było uznać za nieszkodliwą. Przewijałem komentarze i zatrzymywałem się przy dłuższych, sensowniejszych wypowiedziach. Użytkownik Malik's'Wife:

O kurwa, dobrze co niektórzy mówili, że ten zespół  to same pedały. Niech giną, pierdolone skurwysyny!!!

  Zamarłem. Ta fala nienawiści skierowana w stronę moją i Zayna spowodowała, że nie chciało mi się żyć. Jedyne, o czym myślałem to cofnięcie czasu. Niestety rozwiązanie to było niemożliwe. Pomimo wielu homofobicznych komentarzy znalazły się i te pozytywne, które w jakiejś części podtrzymywały mnie na duchu. Przykładowo użytkowniczka zapmezayn napisała:

Po co komentujecie to całe zdarzenie? Dlaczego tak negatywnie? Kocham chłopaków już od dobrego roku, zmienili moje życie i cierpiałabym, gdyby oni cierpieli. A po waszych komentarzach na pewno cierpią, możecie być dumne. Jeżeli jesteście ich prawdziwymi fankami, to zrozumiecie, że miłości się nie wybiera. Ona sama przychodzi. Jeśli są gejami, mi to nie przeszkadza. Miłość to miłość, pod każdym względem. Liam, Zayn, trzymajcie się, jestem duchem z wami!

  Mimowolnie się uśmiechnąłem, jednak nie pozwoliło mi to zapomnieć o reszcie komentarzy.  Pod wpływem emocji wyciągnąłem z szafy moją walizkę, w którą zacząłem pakować ciuchy. Beznamiętnie rzucałem je do owej walizki by szybciej stąd wyjść. Postanowiłem jeszcze napisać karteczkę, na wszelki wypadek. Napisałem, że wyjeżdżam do Wolverhampton, że nie wiem ile tam będę i żeby mnie pod żadnym względem nie szukali. Wychodząc z pokoju słyszałem tylko Zayna śpiewającego Cough Syrup zespołu Young The Giant. Ze łzami w oczach wybiegłem z domu. Na szczęście nikogo nie było, więc nie musiałem się tłumaczyć z całego zajścia. Szybko po wyjściu znalazłem taksówkę, która dowiozła mnie na dworzec, z którego pojechałem do mojego miasta rodzinnego. Droga dłużyła się w nieskończoność przez deszcz, który delikatnie odbijał się o szyby pociągu. Poza tym w większej części jechaliśmy przez lasy, a te wyglądały tak samo. Wpatrywałem się w monotonny obrazek przez niecałe pięć godzin.
  Po wyjściu z pociągu od razu udałem się w stronę domu, od którego dzieliło mnie niecałe dwa kilometry. Od razu nasunąłem na głowę kaptur i spuściłem głowę w dół, gdyż chciałem uniknąć spotkania z naprzykrzającymi się fotoreporterami. Po dwudziestu minutach znalazłem się pod drzwiami niewielkiej kamiennicy, w której miałem przyjemność mieszkać przez całe 16 lat. Zapukałem do drzwi, a w nich ujrzałem zaskoczoną Ruth, która jeszcze mieszkała z rodzicami. Natychmiastowo się uśmiechnęła na co ja odpowiedziałem równie szczerym uśmiechem. Przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła. Zapewne widziała już o wszystkim, gdyż jej uścisk był bardzo czuły. Poczułem gdy łza spływa mi po szyi.
- Nie płacz, Ruthy. Poradzę sobie, nie martw się. - Pocieszyłem siostrę. Znałem ją na pamięć, wiedziałem jak ją pocieszać. Spojrzałem na jej twarz. Uśmiechała się delikatnie. Pozostaliśmy więc jeszcze trochę w uścisku, a w końcu wszedłem do domu. Od mojego ostatniego pobytu praktycznie się nie zmienił. W salonie stała jedynie nowa lampa, reszta była na swoim miejscu.
- Gdzie rodzice? - Zapytałem siostry, gdy rozglądałem się po domu.
- Wyjechali na wakacje, wracają za 9 dni. - Odpowiedziała spokojnym tonem rozsiadając się na sofie stojącej przy dwupoziomowym oknie.
- W sumie lepiej. Pewnie by się martwili. - Stwierdziłem siadając obok siostry.
- No dobra, teraz opowiadaj co się dzieje. - Zignorowała moje pytanie, a ja byłem zmuszony opowiedzieć całą historię, która się wydarzyła wczoraj.
  Przez godzinę opowiedziałem historię mojej miłości, która trwa już od jakiś dwóch lat. Powiedziałem jej wszystko, od samego początku. Trochę się pośmialiśmy, trochę popłakaliśmy, jak to ja z Ruth. 
- Jestem zmęczony, chyba się położę. - Powiedziałem, a zaraz po tym głęboko ziewnąłem, a po moim ciele przeszedł miły dreszcz. Wstałem z kanapy i skierowałem się w stronę mojego pokoju znajdującego się na piętrze. Wziąłem jeszcze walizkę i wyruszyłem. Po chwili stałem przed drzwiami pokoju znajdującego się na samym końcu korytarza. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju. Znajdowało się tam jednoosobowe łóżko, komoda, wiszący telewizor, biurko i drzewko w doniczce. Pokój miał kolor piasku, a na ścianach znajdowały się plakaty przeróżnych zespołów. Wypakowałem ubrania, które wrzuciłem niedbale do komody i położyłem się na łóżku nie zdejmując z siebie ciuchów. Po kilku minutach bezcelowego wpatrywania się w sufit zasnąłem.

  Obudziło mnie stukanie w okno. Na początku nieco się przeraziłem, gdyż było grubo po północy, a ktoś walił niedojrzałymi mirabelkami w moje okno. Na początku pomyślałem o zawiedzionych fanach, lecz gdy ostrożnie podszedłem do okna ujrzałem męską sylwetkę. Przyglądając się owemu mężczyźnie ujrzałem w nim Damiena, moją dawną miłość. Zamurowany, ale zadowolony jednocześnie stanąłem w oknie, a chłopak po niecałych dwóch minutach stał już w moim pokoju.
- Witaj Liam. - Uśmiechnął się życzliwie.

AAAA. Tak, skończyłem w tym najmniej odpowiednim momencie. Jestem tu autorem, mogę robić co chcę, hahaha c:
Przyjemnie pisało mi się ten rozdział, choć długo. Co raz wracałem, ale nie miałem koncepcji, jednak od połowy rozdział sam się pisał. Mam nadzieję, że spełnia wasze oczekiwania :3
A właśnie. Mam już 16 obserwatorów i 700 wyświetleń bloga. To coś niesamowitego, cholernie się cieszę, że macie chęć czytać moje wypociny. 
4 rozdział postaram się napisać w przeciągu tygodnia, ale niczego nie obiecuję. Do zobaczenia Misie <3

sobota, 28 lipca 2012

Rozdział 2: Stop The Tape And Rewind.

~ Z perspektywy Zayna ~


  Dlaczego to wszystko tak cholernie bolało? Czułem się jakby ktoś ktoś wyjął moje serce z piersi i rozbił je na milion kawałeczków. Mimo, że to ja z nią zerwałem, to czułem się, jakby było kompletnie na odwrót. Liam miał rację. I on jedyny wydawał się być dla mnie oparciem. Szczerze? Był najlepszą osobą jaką znam. Zawsze się o mnie troszczył, opiekował się mną. Śmiało mogłem stwierdzić, że jest moim najlepszym przyjacielem. I mimo że w zespole było jeszcze 3 innych wspaniałych chłopaków, to jego darzyłem największym uczuciem. Był jak brat. Przynajmniej tak zdawało mi się na początku. Potem chyba zacząłem do niego czuć coś więcej. Ale nie... przecież jestem chłopakiem. I on też. To byłoby... dziwne? 
  Nie umiałem sobie odpowiedzieć na to pytanie. Czyżby nie kręciły mnie tylko dziewczyny? Z czasem zacząłem się nad tym głębiej zastanawiać. Przy Liamie czułem się jakbym znał go od brzdąca. Swobodnie mogłem mu mówić o swoich problemach, tych poważnych i tych kompletnie debilnych. Gdy mnie przytulał nie czułem się jak w uścisku najlepszego przyjaciela, tylko jakby obejmował mnie prosto z serca, jak kogoś ważniejszego niż tylko przyjaciel. Nie byłem pewny uczuć co do niego, ale powoli zdawałem sobie sprawę, że nie był już dla mnie tylko przyjacielem. Z drugiej strony, nie mogłem mu powiedzieć, że się w nim zakochałem.


  Z zaschłymi łzami siedziałem wtulony w ciało Liama. Nie dałem rady już płakać. I pomyśleć że jeszcze niedawno była wszystkim. Widziałem w niej żonę i matkę naszych dzieci. Może tak nie miało być? Może los był już zaplanowany inaczej? Nie mogłem odpowiedzieć na masę pytań, które sam sobie zadawałem robiąc z rozstania z Perrie jeszcze większy problem. Chlipałem cicho w koszulę Daddy'ego. 
- Już cicho. - Szepnął cichym głosem Liam. - Położyłbyś się. To Ci wyjdzie na dobre. Przynajmniej zapomnisz. - Miał wiele racji, ale nie wiem czy byłem w stanie tak po prostu się położyć spać. Jednak chłopak złapał mnie delikatnie za jedno ramię i zaprowadził do sypialni, która zaczęła przywodzić wszystkie wspomnienia związane z dziewczyną. Na widok pokoju zapełnionego wspólnymi zdjęciami z moich oczu popłynęła fala nowych łez, które rozpostarły te zaschnięte. Potokiem zaczęły spływać z moich czerwonych policzków. Chłopak natychmiast zatrzasnął drzwi i poprowadził mnie do swojej sypialni, którą znałem bardzo dobrze. To właśnie w jego pokoju częściej rozmawialiśmy. Czasami zdarzało nam się zasnąć, czułem wtedy ulgę, że mam kogoś takiego jak Liam. Teraz, mimo złamanego serca również to odczuwam, może tylko w nieco mniejszym stopniu. Jak małe dziecko ułożył mnie do snu, kładąc się na drugiej połowie wielkiego łóżka. Chciałem, żeby ten dzień jak najszybciej się skończył. Ułatwił mi to Lili, który po wejściu pod kołdrę objął mnie kładąc swobodnie jedną rękę na moim brzuchu. Po zmrużeniu powiek i wycedzenia skromnego 'Dobranoc' zasnąłem. 


~ Z perspektywy Liama ~ 


  Gdy wiedziałem, że Zayn już śpi niechętnie wstałem, aby pogadać z resztą chłopaków. Odchodzili już pewnie od zmysłów, ale nie mogłem wcześniej zostawić Zayna. Bezszelestnie wstałem, by przypadkiem nie zbudzić chłopaka, lecz ten chrapał w najlepsze. Na policzkach miał masę zaschniętych łez i czerwone od płaczu oczodoły. Poprawiłem jeszcze kołdrę i wyszedłem z pokoju subtelnie zatrzaskując za sobą drzwi. W drodze do salonu, gdzie było już słychać ciche spory Nialla i Hazzy przeciągnąłem się i poczułem na sobie zapach perfum Zayna. Uśmiechnąłem się sam do siebie i musiałem wyglądać jak kompletny palant, bo gdy wkroczyłem do salonu trójka chłopaków spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Spoważniałem i od razu usiadłem obok nich, by zacząć swój monolog.
- Jest źle, ale sytuacja opanowana. - Rzekłem opanowanym tonem i wpatrzyłem się w oczy każdego z chłopaków. Kryło się w nich zdziwienie, więc kontynuowałem. - Zayn jest w rozsypce.  Ja jeszcze nigdy go takiego nie widziałem. 
- No, ja też. Cholerna Perrie. - Wtrącił Louie.
- Niestety, czasu nie cofniemy. Wiem, że trzeba się z nim ostrożnie obchodzić. W każdej chwili może się załamać, bo jest na skraju. Próbujmy go rozpraszać czym innym. Niech widzi w każdym w nas wsparcie. 
- Masz rację, Lili. - Stwierdził Harry.
- Dziękuję. Jak się obudzi, to dajcie mi znać. Ja wychodzę na spacer.
Chłopcy przytaknęli tylko wspólnie, a ja objąłem ich głowy i przycisnąłem do siebie. Po chwili założyłem buty i wyszedłem z domu. Celem, jaki sobie obrałem był niewielki, lecz urokliwy park w lesie, niedaleko Heatrow. Jako że nie dzieliła mnie duża odległość postanowiłem się przejść.   Dla własnego bezpieczeństwa założyłem kaptur na wypadek spotkania z paparazzi. Jak to w Londynie, nieunikniony był deszcz. Przyspieszyłem kroku, by zbytnio nie zmoknąć, lecz po chwili jeszcze bardziej się rozpadało. W ostatnich metrach już biegłem, ale po chwili znalazłem się w niewielkiej altance w parku. To było dla mnie szczególne miejsce, niczym Nandos dla Nialla. Zawsze przychodziliśmy tu z Zaynem gdy chcieliśmy odpocząć od otaczającej nas rzeczywistości. Niezwykły krajobraz parku sprawiał, że czuliśmy się nie jak w Londynie, lecz w jakimś Edenie. Dzisiaj ogród nie wyglądał jak wymarzona idylla, gdyż deszcz znużył to odczucie. Usiadłem na końcu jednej z ławek przyglądając się spadającym kroplom deszczu. Nawet nie zdążyłem się obejrzeć, a na moim zegarku widniała już godzina 20. Zrobiło się ciemno, ale drogę zaczęły rozświetlać latarnie. Spojrzałem na drogę i zauważyłem zakapturzoną postać ubraną w siwą bluzę i podarte jeansy. Gdy sylwetka zaczęła się zbliżać ujrzałem w niej Zayna. Był cały mokry od deszczu. Po chwili usiadł obok mnie, a ja spojrzałem na jego zapuchniętą od płaczu twarz. Zaschnięte łzy na policzkach, czerwone oczy. Nie był w dobrym stanie, ale nie ma się co dziwić. Przecież kilka godzin temu zerwał z miłością swojego życia. Spojrzał na mnie swoim urzekającym wzrokiem. On nawet wyglądając jak siedem nieszczęść umiał mnie nim zaczarować. W jego jasnobrązowych oczach pojawiły się niewielkie iskierki. 
- Jak się czujesz? - Zapytałem spoglądając w jego tęczówki.
- Już lepiej. Wystraszyłem się, gdy obudziłem się i nie było Cię obok mnie. - Powiedział półtonem. 
- Musiałem się przejść. Wiesz, że w tym miejscu umiem się odstresować. - Odpowiedziałem z czułym uśmiechem na twarzy. Chłopak tylko potrząsnął głową i przez kilka minut siedzieliśmy w milczeniu co chwila spoglądając na siebie. Nagle chłopak przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem. Uśmiechnąłem się tylko i położyłem głowę na jego klatce piersiowej. 
- Liam. - Zaczął chłopak - Wiesz, że jesteś moim najlepszym przyjacielem, prawda? Gdyby nie Ty, chyba nie poradziłbym sobie z tą całą sytuacją. - Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, którą wytarłem bokiem dłoni. Nagle poczułem na niej dłoń Zayna. Nie wiedziałem jak zareagować, tylko uśmiechnąłem się nieśmiało. Chłopak usadził mnie na swoich kolanach. Siedzieliśmy jak zakochana para wpatrując się w siebie. Oblałem się rumieńcem, lecz twarz chłopaka była poważna, jakby coś chciał mi powiedzieć. 
- Wiem, że to zabrzmi głupio. Ale ja coś sobie uświadomiłem. - Zaczął mówiąc szeptem. Spojrzał w dół i po chwili swój wzrok przeniósł na mnie. Boże, czy on chce mi TO powiedzieć? Z czoła popłynęła mi samotna kropelka potu, a ręce zaczęły mi się trząść. Zayn spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, a ja się uspokoiłem. Kontynuował.
- Zdałem sobie sprawę, że jesteś dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Ja na nic nie liczę, ale musisz o tym wiedzieć. Po prostu musisz. Liam, kocham Cię. Nie jak brata czy najlepszego przyjaciela. Kocham Cię.
Chłopak był cały czerwony, choć ledwo dało się to zauważyć na jego śniadej skórze. W głowie zacząłem sobie układać przeróżne scenariusze. Ja też go kochałem i sprawa wydawała się być prosta. Lecz ja nie umiałem tego powiedzieć. Nie wiem, jakby jakaś część ciała mnie nie chciała tego. Moje serce biło coraz szybciej, a mózg odmawiał pracy. Nie wiedziałem co robić. Zamknąłem na moment oczy i poczułem słodką woń na swoich ustach. Zayn delikatnie musnął je, tak subtelnie, że praktycznie tego nie poczułem. W mojej głowie coś wybuchło i również musnąłem usta chłopaka. Moja odpowiedź była śmielsza i bardziej namiętna. Przyssałem się do jego słodkich warg łącząc je z moimi. Czułem, że to mój najlepszy pocałunek. Uśmiechnąłem się tylko, a dłońmi błądziłem po plecach chłopaka. Po jakichś dwóch minutach oderwałem się od warg brązowookiego. 
- Ja też Cię kocham. - Szepnąłem mu do ucha, na co on powiedział najszczerszym uśmiechem,  jaki kiedykolwiek widziałem.
- Dodajesz mi skrzydeł Liam. Zawsze tak było. - Ponownie 'spaliłem buraka'. Dla jednych mogło to być jak tekst z tandetnego filmu romantycznego, lecz dla mnie były to najmilsze słowa, które ktoś dla mnie powiedział. Przez jakieś 15 minut siedziałem wtulony w ciało Zayna, lecz robiło się zimno. Niezdarnie wstałem z kolan chłopaka i wyruszyliśmy w stronę domu. Deszcz przestał padać i czuć było jedynie zapach lasu. Złapałem go za rękę i szliśmy przez miasto.
  Przez drogę praktycznie się nie odzywaliśmy, lecz nie była to niezręczna cisza. Gdy znaleźliśmy się w domu od razu podbiegli do nas. 
- Gdzie wy do kurwy nędzy byliście?! - Wrzasnął Louis swoim lekko piskliwym głosem.
- W parku. Przecież mówiłem, że idę się przejść. - Odpowiedziałem spokojnie.
- Się przejść, jasne. Ale nie było Cię 4 godziny i nie odbierałeś telefonu. Martwiliśmy się o was, debile. - Powiedział Harry.
- Przecież nic nam nie jest, spokojnie, chłopaki. - Rzekł opanowanym tonem Zayn.
- No dobra, ale nie róbcie nam tego więcej. Przez was musiałem czekać z kolacją. Wisicie mi jakiś dobry lunch w Nandos. - Powiedział Niall spuszczając głowę w dół.
Pokiwaliśmy z Zaynem głowami i uśmiechnęliśmy się do blondyna po czym udaliśmy się w stronę sypialni. Ja w stronę łóżka, a Zayn poszedł się odświeżyć. Po zaledwie 10 minutach był już w pokoju z mokrymi włosami. Był ubrany jedynie w bokserki. Za ciosem również postanowiłem pójść pod prysznic. Zrzuciłem z siebie ubrania i wszedłem do kabiny. Dokładnie umyłem każdy zakątek swojego ciała i wyszedłem. Wytarłem się ręcznikiem, umyłem zęby i nałożyłem nowe bokserki. Położyłem się obok zakrytego kołdrą Zayna i przytuliłem go do siebie.
- Co ja w niej widziałem? - Zaczął - Przecież ona nie była kimś kogo kochałem. Wydawało mi się, że ją kochałem, ale tak nie było. Osoba, którą naprawdę kochałem była zawsze przy mnie. Byłeś, a raczej jesteś nią Ty. - Uśmiechnął się szczerze i złożył czuły pocałunek na moich ustach, który po chwili odwzajemniłem.
- Szczerze mówiąc, byłem zazdrosny o Perrie. Wiedziałem, że jesteś z nią szczęśliwy, a to bolało najbardziej. - Powiedziałem z widocznym smutkiem w głosie. Zayn nie odezwał się tylko przytulił do siebie i pocałował mnie w głowę. Czułem, on naprawdę mnie kocha, a ja to odwzajemniałem. Dopełnialiśmy się nawzajem.
- Byłem głupi, że z nią byłem. - Westchnął cicho.
Pocałowałem go w podbródek i uśmiechnąłem się delikatnie. Byłem już śpiący i głęboko ziewnąłem. 
- Idziemy już spać. - Mówiąc to, przeczesałem jego wilgotne włosy. Pokiwał głową i objął mnie ramieniem.  
Zasnęliśmy.


No i już 2 rozdział. Jestem z niego dumny, choć nie należy do najdłuższych. Po 2 notkach mam już 100 wyświetleń i 3 obserwatorów. Coś niesamowitego, dziękuję wszystkim. Nie mogę powiedzieć, kiedy pojawi się następna notka. Czasami nie mam weny, jak to bywa. Jeśli macie jakieś pytania, to kierujcie je na Twittera: @xStole_My_Heart 
Do zobaczenia Misiaki! :3